Autor: Piotr Paweł CYPLA
Niektórzy uważali i uważają go dalej za bohatera i nazywają ostatnim obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Inni widzieli w nim zdrajcę narodu i polskości. Kim był naprawdę katolicki ksiądz Władysława Tołoczko? Z jakim narodem się utożsamiał i praw jakiego narodu bronił? To bardzo wiele niewiadomych jak na jedną osobę. Gdyby dzisiaj mógł sam siebie opisać zapewne użyłby skromnych przymiotów – publicysta, społecznik, działacz kulturalny, współzałożyciel Białoruskiego Towarzystwa Naukowego…
Władysław Tołoczko urodził się 6 II 1887 roku w Grodnie w rodzinie białoruskich katolików. Wykształcenie podstawowe zdobywał w domu. W latach 1896-1904 uczęszczał do Gimnazjum w Grodnie. W latach 1906-1909 studiował w Seminarium Duchownym w Wilnie, które wówczas posiadało bardzo wysoki poziom naukowy. W 1909 roku otrzymał święcenia kapłańskie. W latach 1910-1914 studiował teologię i filozofię na Katolickim Uniwersytecie w Innsbrucku (Austria). Gdy powrócił do Wilna został wikariuszem kościoła św. Jana. Miał też ścisły związek z kościołem św. Stefana (dawny kościół Bernardynów), w którym jako jednym z pierwszym używano języka białoruskiego w obrządku religijnym. Młody ksiądz posługiwał się zarówno językiem polskim, jak i białoruskim i litewskim. Jego zdaniem były to języki ojczyste, które znać trzeba było.
Nigdy nie był i nie czuł się działaczem politycznym. Był publicystą wyrażającym wolną myśl, ale wszelkie zaszyty i rozgłos pozostawiał dla innych. Sam wolał pozostawać w cieniu publikując najczęściej pod różnymi pseudonimami – np. „Adam Saladuch”, „Widz”… Przed I wojną światową współpracował z kowieńskim miesięcznikiem literacko-politycznym „Draugija” (Stowarzyszenie), pismem „Vadovas” (Przewodnik), wychodzącym w latach 1908-1914 w Sejnach, a przeznaczonym dla duchowieństwa. Współpracował także z wileńskim pismem „Dwutygodnik Diecezjalny”, który ukazywał się w latach 1910-1915, gdzie zajmował się tematyką historyczną. Po zakończeniu I Wojny światowej był jednym z organizatorów Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny oraz inicjatorem utworzenia w Wilnie sierocińca „Золак” dla 180 białoruskich dzieci. Placówka ta oprócz szkoły posiadała własny chór, zespół artystyczny i warsztaty rzemieślnicze. Ks. Władysław bardzo poważnie brał pod uwagę możliwość wskrzeszenia unii brzeskiej [1] . W porozumieniu z greckokatolickim metropolitą Andrzejem Szeptyckim ze Lwowa próbował prowadzić akcję unijną na Białorusi, o czym pisał wiele artykułów. Był wielkim zwolennikiem i propagatorem projektów arcybiskupa E. Roppa o wprowadzeniu dwuobrzędowości na Białorusi (birytualizmu). W białoruskim czasopiśmie „Беларускае жыццё” w 1919 roku napisał: „Unia w Brześciu usiłowała być miejscem zgody religijnej dla obu części narodu białoruskiego […] tylko częściowo dało się zniszczyć tę szkodliwą granicę religijną. Istnieje ona obecnie i istnieć będzie […]. Sprawia to trudność dla odrodzenia narodowego, i długo jeszcze, bardzo długo, walczyć będziemy, dopóki obie wspomniane części, nie zamazując religijnych różnic, złączą się jak bracia we wspólnej miłości, w ukształtowaniu naszej narodowej indywidualności.” [2]
Okres I Wojny Światowej sprzyjał przeróżnym zmianom politycznym – pod koniec 1917 roku „Taryba” (Rada Litewska) proklamowała utworzenie niepodległej Litwy w sojuszu z Niemcami. Tego rodzaju działania miały również nierozerwalny związek z przyszłością Białorusi. Na początku 1918 roku postulowano utworzenie organizmu państwowego, obejmującego wszystkie ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Polityczną reprezentację białoruskich ziem okupowanych przez Niemców stanowiła w tamtym czasie Wileńska Rada Białoruska. W lutym 1918 roku Taryba powtórnie proklamowała niepodległość Litwy ze stolicą w Wilnie. Wileńska Rada Białoruska odrzuca propozycję delegowania do Taryby swoich przedstawicieli. Niedługo później powstaje Państwowa Rada Litewska, co jest kolejnym krokiem zmierzającym do umocnienia niepodległości Litwy. W listopadzie 1918 roku Rada przyjmuje tymczasową konstytucję Litwy, a na początku grudnia tego samego roku powstaje litewski rząd tymczasowy. W składzie tego rządu byli ministrowie do spraw żydowskich i białoruskich. Do rządu tymczasowego mieli wchodzić reprezentanci wszystkich sił społecznych (Litwinów, Białorusinów, Polaków i Żydów) – nie było tam jednak Polaków, którzy ignorowali Tarybę i rząd litewski. Białorusini oddelegowali swoich przedstawicieli 27 XI 1918 roku. Wśród nich był również ks. Władysław Tołoczko. Uczestniczył on w porozumieniach mówiących, że Litwa będzie bronić praw Białorusinów, tak aby „[…] do Polski nie przyłączono tej części byłej guberni grodzieńskiej, gdzie stanowili oni zdecydowaną większość. Litwini obiecali, że do miejscowości zamieszkałych przez Białorusinów urzędnicy będą kierowani po otrzymaniu rekomendacji od instytucji białoruskich, a w rządzie powstanie ministerstwo do spraw białoruskich.” [3] Być może z tego właśnie powodu ks. Tołoczko nazwano zdrajcą narodu polskiego.
Dalsze losy ks. Tołoczki związane są z osobą Jerzego Matulewicza (Matulaitisa) – odnowiciela i generała zakonu marianów, od 1918 roku biskupa wileńskiego, późniejszego wizytatora apostolskiego na Litwie, beatyfikowanego przez św. Jana Pawła II w 1987 roku. Gdy w grudniu 1918 roku Jerzy Matulewicz został biskupem wileńskim Taryba żądała od niego, aby przemówił najpierw po litewsku, a później po białorusku. Biskup był jednak innego zdania – stwierdził „[…] w pierwszej kolejności wystąpię po polsku, gdyż ich jest w Wilnie najwięcej […] co do wystąpienia po białorusku, pomyślę, poradzę się. Na wszelki wypadek poprosiłem ks. Tołoczko, aby mi napisał krótkie wystąpienie” . W dalszych swoich wypowiedziach twierdził: „ […] mnie żal było tego pogardzanego narodu. Chciałem, aby zobaczyli, że biskup ich oraz ich mowy nie lekceważy. Chciałem wszakże uniknąć skandalu i zamieszek w kościele. Oświadczyłem ponownie stanowczo, że bullę należy czytać także po białorusku.” [4] Ks. Władysław ustami swojego patrona wyrażał przekonanie, że Kościół winien nie uczyć języka, ale w zrozumiałej dla ludu mowie uczyć tego, co jest potrzebne do zbawienia. Wprowadzając język białoruski myślał przede wszystkim o pogłębieniu życia religijnego wśród wiernych. W 1920 roku bp Matulewicz w liście do nuncjusza A. Rattiego napisał: „Lud, zwłaszcza na wsiach białoruskich jest apolityczny, bardzo prosty, pod względem politycznym nie uświadomiony. Pragnie najbardziej pokoju i sytuacji, w której mógłby dobrze uprawiać swe pole. Lecz to nastawienie ludzi może ulec zmianie”. [5] Działania bpa Matulewicza były zapewne podykotowane radami jego zaufanego ks. Władysława. Czy to świadczy o antypolskości? Nie – świadczy o tolerancji i poszanowaniu kultury, języka i praw każdego z narodów dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Białorusini w sprawie postulatów językowych w kościele mieli poparcie tylko i wyłącznie posłów litewskich – Polacy wyrażali swoje wielkie niezadowolenie wobec takich idei. Biskup Matulewicz wspominał: „kiedy Polacy uzyskali władzę w tym kraju ich narodowe partie polityczne, zwłaszcza ta, która nazywa się Narodowa Demokracja zaczęły mnie i moich współpracowników gwałtownie zwalczać, i to we wszelki sposób, systematycznie i według pewnej, z góry przyjętej metody”. [6] Zarówno biskup Matulewicz, jaki i jego zaufani księża – ks. Tołoczko i ks. Abramowicz, byli określani, jako „zdrajcy polskości” . Ks. Tołoczko widział to zupełnie inaczej. W trakcie przemówienia inauguracyjnego na Konferencji Białoruskiej w styczniu 1918 roku w języku białoruskim przedstawiał credo „katolickiego księdza związanego pochodzeniem z narodem białoruskim”. Stwierdził: „[…] oto mój ideał — być z tym narodem. Dla mnie to nie jest rzecz gustu, sympatii, to logiczny obowiązek […] Tu jest moje miejsce […] Z materialnego punktu widzenia sprawa białoruska to mało korzystny interes. Ale tym bardziej jest mi droga. Białoruskiemu narodowi za wierność Kościołowi, przypieczętowaną krwią jego synów, narodowi, którego życie było dotąd tak gorzkie, doprawdy należy się ze strony księży katolickich większa troska od tej, jakiej doświadczał do tej pory.” [7]
Pod koniec 1920 roku ks. Tołoczko popada w konflikt z biskupem Bandurskim – jednym z wielbicieli marszałka Piłsudskiego. Krytykując jego działania poradził publicznie biskupowi, aby ten „opuścił Wilno i nie mącił w głowach wiernych swym szowinizmem”. Naraził się tym kanclerzowi Kurii biskupiej, ks. Lucjanowi Chaleckiemu, a także bp Matulewiczowi, który ks. Tołoczkę „przywołał do porządku” i nakazał publiczne przeprosiny bp Bandurskiego. W 1921 roku ks. Tołoczko pod pseudonimem „Widz” opublikował artykuł (felieton) w tygodniku „Straż Litwy” będący ostrą satyrą na wykorzystywanie przez władze i publicystów polskich osoby św. Kazimierza (patrona Wilna), jako symbolu przynależności Wilna do Polski. Artykuł krytykował także znanego wileńskiego dziennikarza i historyka Jana Obsta, który był gorącym zwolennikiem przyłączenia Wileńszczyzny do Polski. Efektem artykułu było skonfiskowanie całego nakładu „Straży Litwy” przez władze i oskarżenie redaktora naczelnego pisma „o bluźnierstwo przeciwko wierze i świętości, złorzeczenie”. W dniu 14 VI 1921 roku w Sądzie Okręgowym w Wilnie odbyła się rozprawa przeciwko redaktorowi tygodnika i ks. Tołoczko, który dobrowolnie przyznał się do autorstwa (według prawa za wszystko odpowiadał wyłącznie redaktor naczelny pisma). Jako biegli w tej sprawie występowali znani teolodzy (ks. prof. Luben, prałat Wołodźko). Jako oskarżyciel wystąpił wiceprokurator Sądu Apelacyjnego Aleksander Jodziewicz. Sprawa została wygrana, a zarzuty oddalano – było to jednak tylko pozorne zwycięstwo, ponieważ „przyśpieszało odejście bp Matulewicza i tym samym kończyło okres tolerancji”. [8] W połowie lat 20-tych ks. Tołoczko okrzyknięto jawnym zwolennikiem masonów i propagatorem ich idei. Faktycznie w tym czasie był mocno związany z Ludwikiem Abramowiczem, redaktorem „Przeglądu Wileńskiego” będącego „sztandarem i współtwórcą ideologii krajowej”, głoszącego ideologię składającą się z następujących elementów: „polski, szlachecki […], masoński (niechęć do nacjonalizmów), […] demokratyczny (sympatia do budzących się nacjonalizmów litewskiego i białoruskiego)” [9] Wielkim przeciwnikiem Abramowicza był arcybiskup metropolita Romuald Jałbrzykowski, który podburzał przeciwko niemu całą miejscową hierarchię. Pomimo, to Abramowicz cieszył się uznaniem w wileńskich kołach intelektualnych. Brał udział w spotkaniach „kółka” (grupy osób zainteresowanych problemami życia religijnego) zorganizowanego w Wilnie, w mieszkaniu ks. Czesława Falkowskiego (późniejszego rektora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie). Tołoczko nie należał do tej grupy, ale był ponoć jedynym spowiednikiem jego członków – „[…] spowiadał on pomiędzy 6 a 8 rano w kościele Bernardynów. O tej wczesnej godzinie przed jego konfesjonałem zawsze była kolejka, w której obok stylowych wileńskich babulek można było zobaczyć wybitnych przedstawicieli niezależnie myślącej części inteligencji wileńskiej […], stronił od udziału w dyskusjach i sporach czysto politycznych”. [10] Odcinał się ponoć od nagonki propagandowej na masonerię – nie potępiał, ale i nie pochwalał. Zauważalne było jednak podobieństwo pomiędzy stanowiskiem zajmowanym przez niego, a postawą przedstawianą przez przedstawicieli wolnomularstwa wileńskiego. W środowisku wileńskim nazywano go „kapelanem loży masońskiej” – cytowany wyżej Stanisław Swianiewicz twierdził: „[…] bywały wypadki, że osoby o których powszechnie było wiadome, że należały do masonerii, stawały o świcie przed konfesjonałem ks. Tołoczki. […] Jak on te sprawy rozwiązywał, przypieczętowane jest oczywiście tajemnicą spowiedzi.” [11] Poglądy ks. Tołoczko w wielu istotnych kwestiach były sprzeczne z „oficjalnym katolicyzmem” prezentowanym przez kurię i arcybiskupa Jałbrzykowskiego. Natomiast w wielu aspektach zgadzały się z poglądami środowiska wolnomularskiego wyrażanymi w „Przeglądzie Wileńskim”, gdzie twierdzono, że „masoneria wysuwając zasadę wolności, w praktyce chce się posługiwać prawdziwą miłością chrześcijańską […] konserwuje prawdziwą miłość chrześcijańską — pierwotnego kościoła, odrzucając nienawiść […] stamtąd zapożycza ideę wolnego uspołecznienia i związane z nią zasady tolerancji”. [12] Ks. Tołoczko widział rolę kościoła katolickiego na ziemiach byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, jako „czynnika cementującego powaśnione grupy narodowościowe”. Uważał, że jest to „[…] historycznym i również moralnym zadaniem Kościoła”. [13]
Kościół katolicki reprezentowany w tamtym czasie przez Arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego zaostrzał stosunki narodowościowe na Wileńszczyźnie, uwydatniając to co dzieli, a nie to co łączy Narody byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Tego rodzaju polityka trwała nieprzerwanie przez kolejne lata. Dochodziło do wielu wypadków niszczenia miejsc kultu prawosławnego, na co władze państwowe, ani przedstawiciele kościoła katolickiego nie reagowali. Ks. Władysław Tołoczko nie mógł się z tym pogodzić i za każdym razem poprzez pisane artykuły starał się uświadomić całemu społeczeństwu. Gdy na jednym z cmentarzy w powiecie brasławskim zniszczono prawosławną kapliczkę, nie bojąc się konsekwencji publicznie obarczył winą miejscowego proboszcza katolickiego, jako zezwalającego na takie działania. Oczywiście w obronie proboszcza natychmiast wystąpił arcybiskup Jałbrzykowski (metropolita wileński) twierdząc, że tylko jemu przysługuje „prawo oceny postawy duchownych katolickich wobec innowierców”, a rzeczony proboszcz jest dobrym kapłanem i nie ma w nim żadnej winy. [14] Ks. Władysław Tołoczko stał się osobą niepożądaną i niemile widzianą w kurii metropolitalnej.
W grudniu 1935 roku wojewodą wileńskim pozostaje Ludwik Bociański – pułkownik dyplomowany piechoty Wojska Polskiego. Przyjeżdżając do Wilna „[…] przywiózł ze swojej Wielkopolski wszystkie niemieckie ustawy germanizacyjne. I w miejsce Niemcy wpisał Polacy, a w miejsce Polaków wrzucił Litwinów i tutejszych”. [15] Na szczególną uwagę w cytowanym fragmencie zasługuje słowo „tutejszych” – tak właśnie wojewoda Bociański określał Białorusinów, których w ogóle nie uznawał za naród. Twierdził, że „[…] ludność białoruska nie posiada własnej świadomości narodowej, […] że są to tzw. tutejsi, których można łatwo spolonizować […] Białorusini, podobnie jak Kaszubi, są odmianą Polaków, tylko mówiących inną gwarą.” Dla wojewody Bociańskiego każda białoruska organizacja społeczna, czy też kulturalna powiązana była z ruchem komunistycznym – „[…] miał zwyczaj pokazywania dwóch map. Na jednej zaznaczone były miejscowości, objęte działaniem organizacji białoruskich (zamkniętych przez niego), a na drugiej – miejscowości szczególnie nasycone agitacją komunistyczną. Zakreślenia na obu mapach pokrywały się.” [16] Z tego właśnie powodu – trzeba przyznać skutecznie, niszczył na Wileńszczyźnie wszelkie przejawy życia społeczno-kulturalnego mniejszości białoruskiej.
Wojewoda Bociański uważał, że działalność antypolską prowadzą również katoliccy księża Litwini. O księżach białoruskich nie wspominał, bo przecież takiego narodu nie było. Uważał, że „[…] wskutek kilkuletniej działalności na określonym terenie poszczególnego księdza Litwina, plebania przetwarza się w ośrodek propagandy prolitewskiej, zaś nastroje parafian zdecydowanie zmieniają się w kierunku wyraźnie nieprzychylnym Państwu Polskiemu” . Uważał, że z wszystkich parafii należy usunąć księży, organistów i zakrystianów, nie posiadających polskiego obywatelstwa i zastąpić ich Polakami. W stosunku do księży Litwinów posiadających obywatelstwo polskie propagował idę przeprowadzenia ścisłej selekcji pod względem politycznym. W przypadku niezgodności z przyjętym wzorcem za konieczne uznawał przenoszenie ich do parafii w głąb kraju, w trybie ustalonym przez Konkordat. Powyższe stanowisko nie było oderwane w żaden sposób od woli Wileńskiej Kurii Metropolitalnej – wszystko odbywało się za zgodą i w ścisłym porozumieniu z ks. arcybiskupem metropolitą Jałbrzykowskim – pisał wojewoda. Wspólnie ustalili, że „prawo kanoniczne i konkordat w wielu przypadkach są niewystarczające, wysiedlając księży z niektórych parafii, już obecnie należy wykorzystać przepisy o ochronie granic państwa, kierować się należy ustawą i ustaloną praktyką”. [17] Wszystko odbywało się w majestacie prawa polskiego, a o ile coś nie było z nim do końca zgodne przyjmowano zasadę wynikającą z ściśle tajnych wytycznych wojewody wileńskiego z 11 II 1936 roku o działaniach władz administracji ogólnej podejmowanych w stosunku do mniejszości litewskiej w Polsce oraz o zamierzeniach w tym względzie na przyszłość głoszących, że „[…] unormowanie kwestii racjonalnej współpracy władz administracji ogólnej z władzami sądowymi w dziedzinie spraw litewskich wymaga nacisku Rządu na władze sądowe […].” [18] Powyższe zapewne nie świadczy zbyt dobrze o młodej polskiej demokracji. Wykazuje niezbicie, że w ówczesnej Polsce tolerancja, liberalizm i niezależne sądownictwo, były pojęciami głęboko dyskusyjnymi… W efekcie najprawdopodobniej wspólnych działań podjętych przez metropolitę wileńskiego arcybiskupa Jałbrzykowskiego i wojewodę wileńskiego Bociańskiego, decyzją tego ostatniego z dnia 15 XII 1938 roku, ks. Władysław Tołoczko został wysiedlony z Wilna „jako osobę podejrzaną o prowadzenie działalności antypaństwowej”. Zgodnie z obowiązującym wtedy prawem osoba, której taki zarzut postawiono, winna przebywać w odległości 30 km od granicy państwowej. [19] W przypadku ks. Tołoczko wykorzystano wytyczne zawarte w ściśle tajnym memoriale Wojewody Wileńskiego (L.Bociańskiego). [20] W ten sposób w przededniu wybuchu II Wojny Światowej ks. Władysław Tołoczko znalazł się w Białymstoku. Nie pomogły liczne protesty elity wileńskiej, w tym prof. Witolda Staniewicza (dwukrotnego rektora Uniwersytetu Wileńskiego, byłego ministra Rolnictwa i Reform Rolnych), czy też Stanisława Swianiewicza – ten ostatni w swoich wspomnieniach stwierdził, że „[…] wysiedlenie tego skromnego i cichego księdza, którego głównym zajęciem była opieka duchowa nad jego penitencjariuszami, wywołała powszechne zdumienie w mieście, […] wszystko zostało już ustalone uprzednio pomiędzy wojewodą i arcybiskupem” – wypowiadając te słowa nie znał prawdy, ale faktycznie nie mylił się. Zdaniem Stanisława Swianiewicza „incydent z ks. Tołoczką był wskaźnikiem, że ludzie, którzy rządzili Polską, nie tylko nie mieli rozumu politycznego, lecz po prostu tracili poczucie zdrowego rozsądku”. Opisując dalsze losy ks. Tołoczko stwierdza: „[…] po otrzymaniu nakazu administracyjnego opuszczenia pasa przygranicznego wyjechał do Białegostoku, gdzie o ile wiem, kontynuował swój tryb życia pustelnika, spędzającego wiele godzin w konfesjonale.” [21] Ks. Władysław Tołoczko nie był jedyna ofiarą działań wojewody Bociańskiego. W ten sam sposób i na tej samej podstawie prawnej usunięto Białorusinów z klasztoru OO. Marianów w Drui, księży: J. Daszuto, K. Smulko, W. Chamionek i J. Kaszyro. Wysiedlono także czterech kleryków Białorusinów: A. Podziawę, Cz. Sipowicza, K. Sarula i B. Sarula. Niedługo później również ks. J. Hermanowicza. W tym samym czasie co ks. Tołoczko, usunięto również ks. A. Stankiewicza. [22] Warto wspomnieć, że nie tylko księża byli ofiarami wojewody – podobny los dotknął wiele osób kultury wileńskiej. Jednym z nich był Czesław Miłosz (późniejszy polski noblista). Ślad tego wydarzenia znalazł swoje odbicie w powojennej twórczości Miłosza. W 1949 roku w Waszyngtonie opublikował wiersz pt. „Toast”:
„Żyło się mieszaniną puszczy i dialektów,
Rewolucji, religii i rzymskich pandektów.
Chciałem stamtąd uciekać, bo mój instynkt ptasi
Mówi co dla mnie zdrowe, a co humor kwasi
Aż się we mnie materia zanadto zagęszcza
I za mało dystansu, a za dużo wnętrza.
Pomógł mi emigrować, w sposób dosyć drański,
Wojewoda tamtejszy, nazwiskiem Bociański.
Mnie to wyszło na korzyść, ale zemsta słodka.
Kto mi wejdzie w paradę, tego przykrość spotka.
I tutaj, ostrużynę wesołego hebla,
Wkładam pomiędzy wiersze nazwisko feldfebla.
Bo słuszne co nam Breza (ten autor) powtarza:
Dłużej pisarza – mówi – niźli dygnitarza”. [23]
Być może podobnie o wojewodzie mógłby napisać ks. Tołoczko – dłużej księdza, niźli dygnitarza… Po klęsce wrześniowej 1939 roku ks. Tołoczko powrócił do Wilna. Bociański od maja 1939 roku był już wojewodą poznańskim, a arcybiskup Jałbrzykowski pomimo tego, że w dalszym ciągu był metropolitą wileńskim, musiał liczyć się z nowym biskupem sufraganem Mieczysławem Reinisem – zadeklarowanym Litwinem. Nie jest wiadome, co przez kolejne kilka lat działo się z ks. Władysławem. Zmarł 13 XI 1942 roku w Wilnie przeżywszy 55 lat. Pochowany został na Starej Rosie w Wilnie (Sektor 04a)…
W opisie nagrobka znajdujemy następujące informacje: „miejsce pochówku oznaczone nieregularną stelą na cokole na cokole od frontu tablica z płyciną o ściętych ćwierćkoliście narożach, w niej inskrypcja płaskorzeźbiona (1). Na steli od frontu tablica z płyciną o ściętych ćwierćkoliście narożach. W niej z lewej strony płaskorzeźbiony krzyż, z prawej owalne miejsce po fotografii oraz księga przewiązana stułą i kielich z hostią, oraz inskrypcja płaskorzeźbiona (2). Nagrobek ujęty niską ścianą przechodzącą w schody.” Na skromnym granitowym pomniku zapisano „Ś. P. O. WŁADYSŁAW TOŁOCZKO 1887-1942”. Poniżej na postumencie łaciński wers: [24]
„QUI MARIAM ABSOLVISTI,
ET LATRONEM EXAUDISTI,
MIHI QUOQUE SPEM DEDISTI.”
To fragment średniowiecznego hymnu mszalnego „Dies Irae” (Dzień gniewu) przypisywanego Tomaszowi z Celano, żyjącemu na przełomie XII i XIII wieku. Hymn ten śpiewany był podczas mszy w Dzień Zaduszny, mszy pogrzebowej i żałobnej. W wolnym tłumaczeniu oznacza: [25]
Ty coś Marii grzech wybaczył
I wysłuchać łotra raczył,
Nie pozwolisz, bym zrozpaczył.
Tak zakończyła się historia jednego człowieka trzech narodowości i trzech nazwisk – Vladislovas Taločka (lit.), Уладзіслаў Талочка (biał.), Władysław Tołoczko (pol.). Co do formy brzmienia i pisowni nazwiska w języku polskim nie ma pewności – Tołoczko lub Tołłoczko. Czy był patriotą, czy też zdrajcą polskości i narodu polskiego? W czasie jego pogrzebu ks. Adam Stankiewicz powiedział, „iż w miłości do ziemi ojczystej był podobny do Tadeusza Wróblewskiego i Ludwika Abramowicza i że, swą śmiercią […] zakończył starą epokę byłego Księstwa i jego narodów”. Jak oceniać postać, która żyła w konglomeracie trzech, a nawet i czterech narodów? Polacy, Litwini, Białorusini i Żydzi to przecież podstawa narodowa tamtych czasów i tamtego miejsca na Ziemi. Taka właśnie była Ojczyzna ks. Władysława – wielonarodowa. Jak więc można mówić o zdradzie jakiejkolwiek nacji, skoro każda była równie ważna. Przez całe swoje życie był zwolennikiem ideologii odwołującej się do tradycji nie istniejącego już państwa…
Niedługo przed śmiercią spisał swój testament. Zamieszczony poniżej jest oznaczony jako odpis, tak więc nie jest to testament własnoręczny – nieważne jednak kto pisał, ale co zostało napisane…
Testament ks. Władysława Tołoczko (źródło: https://arche.by/item/252)
Z testamentu wynika nie tylko co docześnie posiadał, ale także jakim był człowiekiem – przede wszystkim wrażliwym, ale jednocześnie konkretnym, skromnym i biednym , ale jednocześnie bogatym duchowo… Jego ostatnia wola to zaledwie parę zdań ujętych w czterech zasadniczych punktach, które w zasadzie obrazują jego życie. Pozornie może się wydawać, że ostatnia wola ks. Władysława zaprzecza jego poglądom na temat jedności narodowej, ponieważ wykazuje wyraźny podział na to, co polskie i litewskie. W testamencie nie padły jednak słowa „Białoruś”, „białoruskie” – dlaczego? Co boskie oddał Bogu – bo książki były zapewne jego zdaniem przejawem boskości stworzonej ludzką ręką. Pozostawił je Uniwersytetowi Wileńskiemu z zastrzeżeniem, że mają trafić do Wydziału Teologicznego. Książki były chyba najcenniejszym materialnym majątkiem jaki posiadał. Lecz ks. Władysław uznał je za majątek narodowy, a nie prywatny. Były zapewne spisane w językach wszystkich narodów Wielkiego Księstwa Litewskiego, dlatego też stanowiły symbol jedności polskiej, litewskiej i białoruskiej. Z nich właśnie czerpał wiedzę dla samego siebie i dla nauczania innych. Dzięki nim mógł głosić wiarę i spowiadać wiernych bez podziałów na ich poczucie przynależności narodowej. Dla ks. Władysława wszyscy jego wierni byli narodem pieczętującym się Pogonią. Zauważał jednak odrębność kulturową poszczególnych narodów, dlatego też jego testament był tak właśnie podzielony.
Co polskie pragnął oddać Polsce – wszystkie notatki, pamiątki, korespondencję, wszystko co mogłoby mieć użytek dla nauki i kultury polskiej przepisał na rzecz Towarzystwa Naukowego w Wilnie. Co litewskie oddał Litwie – wszystkie pamiątki i listy biskupów litewskich i wszystko co miało charakter litewski pragnął przekazać Towarzystwu Litewskiemu w Wilnie. Co przyziemne i doczesne oddać rodzinie – im ofiarowywał swoją bieliznę, ubranie całe, umeblowanie i wszystko inne co było jego własnością. Rodzina to Białoruś – to były jego korzenie, których wyprzeć się nie mógł… Jego przodkowie rodzili się na ziemi grodzieńskiej, a nie w Warszawie, Krakowie czy Kownie i pieczętowali się herbem Pobóg.
***
Władysław Tołoczko (Tołłoczko) był najstarszym z trzech synów Aleksandra i Marii z domu Ostrowskiej – katolików z Grodna. Jego dziadkami ojczystymi byli Adam i Paulina z domu Saladuch. To z połączenia imienia dziadka i nazwiska rodowego babki powstał pseudonim literacki, którego często używał. Z testamentu wynika pewna informacja o jego braciach – Bronisławie i Józefie. W chwili spisywania ostatniej woli w 1942 roku nie miał z nimi kontaktu, ani nic nie wiedział o ich losach. Średni brat Bronisław urodził się 16 X 1888 roku w Grodnie. Był sędzią śledczym – początkowo w Pińsku, a następnie w Grodnie – „Bronisław Tołłoczko sędzia śledczy w Pińsku przeniesiony na takie stanowisko do Grodna z dniem 31 X 1921 roku”. [26] W innym źródle związanym z rekonstrukcją Białoruskiej Listy Katyńskiej zapisano: „poz. 835. Tołłoczko Bronisław, o. Aleksander, m. Maria, ur. 16.10.1888 Grodno, sędzia, aresztowany 07.10.1939 w Grodnie, więzienie Grodno, Brześć, zaginiony 1939. Rodzinę deportowano w kwietniu 1940 do Kazachstanu”. [27] Powyższe potwierdza niejako niepewność co do losów brata wyrażoną w testamencie.
Informacje opublikowane przez Instytut Pamięci Narodowej ułozone w „Indeks represjonowanych” pozwalają na uzupełnienie wiedzy na temat rodziny Bronisława. Jego żoną była Ksenia Małgorzata Tołłoczko ur. 1897 roku. Deportowana została z Grodna w III 1940 roku, a następnie zesłana do Kazachska SRR woj./ obł. Akmalińska. Repatriacja nastąpiła w 1946 roku.
Wraz z nią deportowano i zesłano w to samo miejsce ich dzieci :
1) Tołłoczko Stanisław ur. 1922 r. znalazł się później w obozie, w Uzbeckiej SRR, woj./obł. Bucharska. Stamtąd w dniu 26 III 1942 roku trafił do armii Andersa.
2) Tołłoczko Aleksander ur.1927 roku po deportacji i zesłaniu powrócił jako repatriant 1946 roku
3) Tołłoczko Maria Halina ur. 1933 roku – po deportacji i zesłaniu powróciła w 1946 roku, jako repatriantka.
W testamencie ks. Władysława wymieniono także najmłodszego z braci – Józefa. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem można założyć, że był to Józef urodzony w Grodnie 1 V 1892 roku. Wiadomo, że był synem Aleksandra i Marii (nazwisko rodowe nie znane). Żoną Józefa była Wanda Stanisława z domu Goebelt urodzona 12 IV 1897 roku. Józef i Wanda mieli prawdopodobnie tylko jedno dziecko – córkę Wandę Edytę Walentynę urodzoną 26 V 1924 roku w Warszawie. Józef przed wojną był oficerem Wojska Polskiego – w 1928 roku w stopniu kapitana był dowódcą 2 kompanii 13 batalionu saperów 2 Pułku Saperów Kaniowskich. Nie jest wiadome czy brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Przed wybuchem Powstania Warszawskiego cała rodzina Tołłoczko mieszkała w Warszawie przy ul. Rybaki 35 m.25 – było to dom mieszkalny Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych wybudowany w latach 1930-193 – jedyna zachowana do dziś pozostałość dawnej ulicy pod tą nazwą. [28]
Józef Tołłoczko był inspektorem w tej wytwórni w okresie okupacji niemieckiej – zapewne również dużo wcześniej. Okupacja nie przerwała działalności warszawskiej wytwórni – „[…] nawet przy konkurencji drukarń leżących na terenie Rzeszy Niemieckiej PWPW S.A. nadal produkowała banknoty (w tym słynnego „górala”) oraz wiele innych dokumentów wartościowych. Tu powstawały kennkarty dowody osobiste, durchlasschein dokumenty uprawniające do poruszania się po okupowanej Europie, oraz blankiety legitymacji strażackich. Dzięki konspiracyjnej działalności wielu pracowników Wytwórni część tych dokumentów trafiała drogą nielegalną do przedstawicieli Delegatury Rządu czy Armii Krajowej.” [29] Prawie od początku okupacji niemieckiej w wytwórni działał konspiracyjny oddział Armii Krajowej złożony z jej pracowników. Tajna grupa powstała w styczniu 1940 roku i otrzymała nazwę PWB/7 (Podziemna Wytwórnia Banknotów Oddział VII Komendy Głównej AK), z czasem przemianowana na PWB/17/S. Głównym zadaniem oddziału było
dostarczanie Armii Krajowej dokumentów legalizacyjnych oraz fałszowanie banknotów. Nie jest wiadomo, czy Józef działał w konspiracji, ale na pewno brał czynny udział w wyzwalaniu PWPW w czasie powstania. Córka Józefa – Wanda, również w tym samym czasie brała udział w wyzwalaniu PWPW – Armia Krajowa, Grupa „Północ”, zgrupowanie „Róg” (Reduta PWPW ul. Sanguszki 1, batalion „Kiliński” – 4. kompania „Osa” – sanitariuszka, walczyła do 2 IX1944 roku – wyszła z ludnością cywilną). [30] Po zakończeniu wojny Józef w dalszym ciągu związany był z PWPW. Warszawska wytwórnia w wyniku walk powstańczych została prawie całkowicie zniszczona. Tymczasowe wytwórnie funkcjonowały w Łodzi i Krakowie.
W lipcu 1945 roku odnajdujemy Józefa w wytwórni krakowskiej. Wspomina o nim Cecylia Ciszewska z domu Tołłoczko, córka Juliana i Emilii hr. Badeni – „[…] przypadkowo dowiedziałam się, że potrzebne są pracownice do liczenia i sortowania pieniędzy w papierach wartościowych – w papierowej mennicy państwowej. Okazało się, że tam na wysokim stanowisku jest Józef Tołłoczko, może już nie krewny, ale w każdym razie z tej samej rodziny, co ja.” Jaka koligacja rodzinna istniała między Cecylią, a Józefem nie udało się ustalić. Opisując Józefa wspomina: „[…] bardzo dobry, sprawiedliwy, uczciwy człowiek. Zobaczywszy moje nazwisko, nadzwyczaj przychylnie odniósł się do mnie, ale uznaliśmy, że dyrektorowi nie ujawnimy zgodności naszego nazwiska […] zaczęłam pracę 1 lipca 1945 r.” [31] Wytwórnia Warszawska na ul. Sanguszki została odbudowana i ruszyła w 1950 roku. Józef z rodziną powrócił do Warszawy prawdopodobnie już około 1948 roku – mieszkali na warszawskim Kamionku przy ul. Kamionkowskiej 43.Wanda Tołłoczko z domu Goebelt zmarła w Warszawie 19 VI 1974 roku. Józef Tołłoczko zmarł osiem lat później – 17 VII 1982 roku. Oboje zostali pochowani na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim w Warszawie przy ul. Młynarska 54/56/58 w rodzinnym grobowcu Goebeltów (sektor A/8, rząd 1 gr.39). [32] Wanda i jej przodkowie byli ewangelikami – czy był nim również Józef? W „Biuletynie Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum Wojska” z 1936 roku odnajdujemy informację o jednej z pamiątek przekazanych przez kpt. Józefa Tołłoczko – „[…] program uroczystego nabożeństwa w dn. 27.V.1923 w kościele ewangelickim w Warszawie ku czci poległych za wolność Ojczyzny członków Zboru.” [33] Oczywiście nie świadczy to o przynależności Józefa do zboru ewangelickiego, ale również i nie wyklucza tej możliwości.
Wanda Edyta Walentyna – córka Józefa i Wandy, ukończyła Medycynę na Uniwersytecie Warszawskim (dyplom uzyskała w VIII 1948 roku). W dniu 7 IV 1949 roku poślubiła swojego kolegę po fachu – Sławomira Jana Pawelskiego urodzonego 15 V 1922 roku w Przasnyszu.
Wanda Edyta Walentyna przy nazwisku męża pozostawiła również swoje nazwisko rodowe. W chwili obecnej nie jest wiadome nic o potomkach tego małżeństwa. Mąż Wandy oddał się karierze naukowej – w 1967 roku uzyskał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 1975 roku profesora zwyczajnego. Prawie 47 lat swojego życia przepracował w Instytucie Hematologicznym – w 1962 roku objął obowiązki dyrektora. Na emeryturę przeszedł w 1991 roku, ale w dalszym ciągu pozostawał
związany z instytutem jako konsultant. Napisał 250 prac naukowych, wydał 25 książek. [34] Zmarł 20 X 2014 roku w Warszawie i został pochowany na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim w grobowcu rodzinnym Goebeltów (dziadków Wandy).
Wanda Edyta Walentyna Tołłoczko-Pawelska żyła jeszcze w 2012 roku – w sierpniu 2012 roku brała udział w uroczystościach w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych w Warszawie upamiętniających Powstanie Warszawskie. W trakcie uroczystości wspominała tamte dni – „[…] przed powstaniem pracowałam w wytwórni jako liczarka i sortowniczka. 2 sierpnia, po zdobyciu wytwórni przez powstańców sama zgłosiłam się do dowódcy, żeby mnie przyjął do zespołu […] nasz zespół składał się z 13 sanitariuszek”. [35] Ten rozdział pozostaje niedokończony. Być może gdzieś w Polsce lub w świecie, żyją dalej nieznani nam potomkowie grodzieńskiej linii tego rodu, wywodzący się od Aleksandra i Marii z domu Ostrowskiej…
Czy synem tego Stanisława nie był Janusz Paweł TOŁŁOCZKO urodzony 09.10.1958 roku w Gdańsku? Przeciwko niemu władze komunistyczne również prowadziły liczne dochodzenia. W aktach KWMO/WUSW w Gdańsku figuruje jako syn Stanisława i Elżbiety. Janusz Tołłoczko był internowany w OO. w Iławie na mocy decyzji nr 620/81 z 29.12.1981 wydanej przez Komendanta Wojewódzkiego MO w Gdańsku. Powodem internowania było podejrzenie, że ww. „nie będzie przestrzegać porządku prawnego i prowadzić będzie działalność przeciwko interesom bezpieczeństwa państwa”. 21.06.1982 przeniesiony do ZK w Kwidzynie. Decyzją nr 320 z 15.10.1982 wydaną przez Komendanta Wojewódzkiego MO w Gdańsku uchylono internowanie. Zwolniony 19.10.1982 roku. Akta sprawy dot. podejrzenia o nielegalną działalność opozycyjną członków Klubu Wysokogórskiego „Trójmiasto”. J. Tołłoczko figuruje w Uzupełnieniu Meldunku Operacyjnego sporządzonym przez Zastępcę Naczelnika Wydz. III KWMO w Gdańsku z 7.04.1984 jako aktywny działacz «Niezależnego Zrzeszenia Studentów» Uniwersytetu Gdańskiego oraz były redaktor pisma organizacji studenckiej pt. „Reduta” utrzymujący kontakty z MKZ NSZZ „Solidarność”.
źródło: http://katalog.bip.ipn.gov.pl/showDetails.do?idx=T…&
Pewien ślad Stanisława Tołłoczko syn Bronisława i Kseni urodzony 1 I 1922 roku w Grodnie odnajdujemy w Gdańsku. Z Biuletynu Informacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że Stanisław rozpracowywany był „przez Sekcję II Wydział IV WUBP w Gdańsku z powodu podejrzeń „o wrogi stosunek do obecnej rzeczywistości. Materiały złożone w archiwum 23.07.1956 pod sygn. R-6531 zniszczono za protokołem brakowania nr 1/70.”
źródło: http://katalog.bip.ipn.gov.pl/showDetails.do?idx=T…&